W rejsie, jak i po, otrzymywałam od ludzi wiele listów. Każdemu starałam się odpisać i podziękować za miłe słowo. Tomek do mnie napisał, ładnie, wyróżniał się łatwością pióra i na koniec wspomniał coś o motocyklu. Już nie pomnę szczegółów, ale wyszło na to, że pozwoli mi się karnąć swoim. I tak było.! Na szczęście był wysportowanym młodzieńcem i biegał za mną, w te i na zad, gdy przypominałam sobie jak się biegi zmieniało. Była też i moja pierwsza wywrotka, i naprawa Jego moto, ale nadal się przyjaźnimy 😊, Tomku – dziękuję!
Potem był Grzesiek, mechanik z Warszawy. Nawet nie wiem jak na Niego trafiłam, ale okazało się, że parę razy w tygodniu jeździł z kumplem na treningi crossówką. Jakimś cudem mogłam się zabierać. Rano łaziliśmy na siłownię, a potem na poligonie czekałam dzielnie, aż chłopaki się zmęczą – bo jak się zmęczyli, to użyczali mi motocykli. Co prawda na piach nie chcieli mnie wpuszczać, bo jeszcze nie miałam ani ochraniaczy ani butów, ale strasznie im za bezinteresowną życzliwość mega dziękuję!
W miedzy czasie spotkałam się z … nazwijmy Go na potrzebę tego bloga… Panem Ka. Pan Ka stwierdził, że jeśli mam „taaaakie plany” (o czym później), to nawet do toalety powinnam jeździć motocyklem.
– Masz motocykl?” Zapytał.
– „Nie no, skąd”. Odrzekłam. Wstyd mi było się przyznać, że nawet na crossowe treningi podbieram kumplowi ze skarbonki. I wtedy usłyszałam słowa, które wiele zmieniły: – „To przyjedź do mnie, pożyczę Ci jeden ze swoich”.
A gdy nadszedł czas oddania Mu motocykla (bo już miałam własny), popytałam po ludziach, którzy Go znali, co też mogłabym Mu w zamian ofiarować. I wiecie co ludzie jednogłośnie odpowiadali? Że z całą pewnością mój uśmiech wystarczy. To pięknie o Nim świadczy, a ja dodałam do uśmiechu duży baniak wina przywiezionego z mojego pierwszego wyścigu w rajdzie. — Życzę i Wam tak mega fajnych ludzi na drodze do spełniania marzeń. Właśnie takich, którzy wierzą w marzenia, i nie boją się pomagać ofiarując czas, dzieląc się wiedzą i tym co mają. Dziękuję Panie Ka!
Kolejną osobą był Pan eS, Pan Be a potem jeszcze Pan Ce. Jeden z nich nie okazał się już być tak serdeczny. Dlatego zaznaczam, że zbieżność sytuacji, miejsc i charakterów, będzie od teraz w kolejnych częściach „jak to się zaczęło” totalnie przypadkowa….C.D.N.